niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 4

Szpital to cholernie dziwnie miejsce. To właśnie tu na świat przychodzi nowa istota, która dla kogoś będzie ucieleśnieniem szczęścia i miłości. Natomiast w innej części budynku ludzie odchodzą z tego świata, zostawiając po sobie tylko wspomnienia. Po środku tego wszystkiego są osoby, które walczą o życie, które jest zagrożone. Jesteśmy też my - rodziny przebywających tutaj. Niektórzy przychodzą tylko w odwiedziny, bo przecież wypada odwiedzić chorego. Inni prawie tu mieszkają, spędzają tu każdą wolną chwile, nawet jeśli mogą tylko potrzymać dłoń bliskiej osoby. Nawet taki mały gest jest istotny. Daje wiarę, że jest osoba, która jest powodem walki z chorobą. Wszystkich łączy jedno - nadzieja.
Nadzieja daje siłę, która jest niezbędna do pokonania wszelkich trudów.
-Witaj, Lily. - zesztywniałam. Na dźwięk tego głosu dziwny prąd przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. W tych dwóch słowach nie było nawet grama pewności siebie. Powoli odwróciłam się przodem do mężczyzny. 
-Kenneth. - gula w moim gardle był zbyt duża, bym mogła wydusić z siebie coś więcej. Zilustrowałam go wzrokiem. Granatowo-czerwona koszula w kratkę opinała jego szerokie ramiona i umięśniony tors. Miał podwinięte rękawy, więc mogłam dostrzec żyły na jego rękach. Odnalazłam wystające kości policzkowe, które zawsze mnie pociągały, a jemu dodawały męskości. Uśmiech błąka się na wąskich, nieśmiałych ustach Norwega, przez co pojawiły się zmarszczki wokół oczu. No właśnie oczy. Te, które zawsze przypominały mi morze skąpane w promieniach słońca, teraz wyglądają jak norweskie fiordy spowite mgłą. 
-Czy mogę..? - spojrzał na szybę, za którą bawiła się Nora. W mojej głowie zapaliło się czerwone światło. 
-Musimy porozmawiać. - mój ostry ton nawet mnie zaskoczył ale muszę być stanowcza, by nie wywrócić dotychczasowego życia Nory do góry nogami. Zdezorientowany spojrzał na pluszowego misia, którego trzymał w dłoni. - Później jej dasz, chodź do kawiarni. - Nic nie odpowiedział, jedynie odchodząc rzucił spojrzeniem na beztrosko śmiejącą się jasnowłosą dziewczynkę. Nie mam bladego pojęcia czego on od nas oczekuje, ale jestem pewna, że muszę postawić na swoim, by wszystko było dobrze. Nie mogę pozwolić, aby narobił bałaganu w naszym życiu, a później uciekł. Raz tak postąpił, drugiego razu nie będzie.
Usiedliśmy w kącie w szpitalnej kawiarni. Nie było tu tłumów, jedynie od czasu do czasu pojawił się jakiś lekarz kupując kanapkę.
-Kiedy powiemy Norze, że jestem jej tatą? - zakrztusiłam się połykająca śliną. Jak on śmie? Na miano "taty" trzeba sobie zasłużyć. On tylko ją spłodził, nie spędził z nią ani jednej godziny.
-Chyba żartujesz. - zakpiłam, a na jego twarzy malowało się dziwienie. - Będziesz dla niej nowym wujkiem, nikim więcej.
-Nora ma prawo znać swojego ojca! - niemal krzyknął. Jeszcze brakowało, by robił awantury. Kiedyś był bardziej spokojny, ciężko było wyprowadzić go z równowagi. Skarciłam go wzrokiem.
-Ona potrzebuje kogoś , kto przy niej będzie i kto będzie ją kochał, a nie ojca, który będzie pojawiał się od święta. - mierzliśmy się wzrokami. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Pewnie ojcostwo kojarzy mu się z kupnem zabawki, pójściem na lody, ale tak nie jest!
-Zawsze znajdę dla niej czas! Patrz, przecież teraz tu siedzę, czekam na badania, chcę wam pomóc! - poczerwieniał, a z jego oczu biją pioruny. Jestem pewna, że gdyby tylko mógł, trafiłby mnie jednym z nich, tak dla świętego spokoju.
-Ojcostwo na pół etap się nie uda! To nie polega na zgrywaniu bohatera, który pojawia się, gdy jego dziecko jest zagrożone. W ojcostwie chodzi o więź, o stałą obecność i opiekę. Ty nie możesz jej tego zapewnić.- mówiłam szybko i głośno, a spowodowane to było nerwami, które mną kierowały.
-Wszystko wyglądałoby inaczej, gdybyś nie ukrywała, że mamy dziecko! - krzyknął, a kilka par oczu skierowało się na nas. Jego klatka piersiowa ciężko unosiła się i opadała. W tym momencie miałam ochotę wymierzyć mu soczysty cios otwartą dłonią.  Nie ma prawa obarczać mnie całą winą.
-Byłeś wtedy gówniarzem skupionym na karierze! Wolałam sama wychowywać Nore niż prosić Cię o łaskę! - nie odpowiedział. Miedzy nami atmosfera była tak gęsta, że moglibyśmy pokroić ją nożem. - Ojcostwo w końcu  ci się znudzi, a Nora będzie cierpiała. - dodałam niemalże szeptem. Gangnes spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a jego oczy mówiły, że boli go moje zdanie o nim. Niech go diabli wezmą! Nawet jeśli teraz uważa, że moje słowa to nie prawda, to w niedługim czasie przekona się, że miałam racje. Wtedy będzie za późno, a ucierpi na tym Nora.
-Czyli mam być dla niej wujkiem? - parsknął, a ja niepewnie skinęłam. Pokręcił z niedowierzaniem głową i wstał. - Chodź, chcę przywitać się z moją córką. - ostatnie dwa słowa wyraźnie zaakcentował. Jeśli powie Norze, że jest jej ojcem, to przysięgam, że rzucę się na niego i wdrapię mu oczy! Nie pozwolę mu skrzywdzić mojej córki. Będę jej bronic jak lwica.
Przykleiłam uśmiech do twarzy i zawołałam ją. Mała podbiegła do nas, ale gdy zdała sobie sprawę, że koło mnie stoi nieznajomy mężczyzna przystanęła obok mnie i wzrokiem zapytała kto to. Schyliłam się i starając się mówić spokojnym głosem powiedziałam:
-Nora, to twój nowy wujek Kenneth. - zmarszczyła czoło i z lekkim podejrzeniem przyglądała się mężczyźnie. Serce biło mi jak oszalałe, bo nigdy nawet nie myślałam, że coś takiego będzie miało miejsce. W tym momencie mogłam przyjrzeć się ich dwójce. Biło od nich ogromnie podobieństwo, które najbardziej widoczne był w oczach, niebieskich niczym błękit oceanu.
Gangnes kucnął i pokazał jej misia.
-Cześć, Mała. Mam dla ciebie prezent. - w jego oczach pojawiły się iskry nadziei i szczęścia, które razem tańczyły w szalonym tańcu. W końcu jego tęczówki opuszczała mgła.
-Nie lubię rózowego. - i w tym momencie przytuliła się do mojej nogi, a ja stałam jak słup soli patrząc, jak jego oczy wracają do poprzedniego stanu. Nadal miał uśmiech na twarzy, ale wiedziałam, że go to zabolało. Nie rozumiem zachowania Nory. Nie jest nieśmiałą dziewczynką, więc spodziewałam się, że weźmie misia od Kennetha i prawdopodobnie przytuli go w podziękowaniu.
-Nora, weź prezent od wujka. - kucnęłam kładąc jej dłoń na plecach, dając znak, by podeszła do niego. Uparcie stała w miejscu i pokręciła przecząco główką. - Skarbie, popatrz jakiego wujek daje ci ładnego misia. Takiego jeszcze nie masz. - jeszcze mocniej zmarszczyła brwi i po raz kolejny pokręciła głową. - Wujowi będzie smutno. - odpuściła i niepewnie do niego podeszła. Wzięła przytulankę i cicho szepnęła "dziękuję" po czym odwracając się na pięcie wróciła do mnie.
-Mogę iść do Lisy? - pokiwałam głową, a ona pobiegła do swojej koleżanki. Spojrzałam na Norwega, który w tym samym momencie wstał. Jego twarz nie mówiła nic, była twarda i zimna.
-Kenneth...- nie wiedziałam, co powiedzieć. Reakcja Nory była dla mnie ogromnym zaskoczeniem.
-Nic nie mów. - warknął. - Idę na badania. - rzucił i poszedł do pielęgniarki, prawdopodobnie chciał dowiedzieć się, gdzie ma dalej iść. Co ja mam o tym wszystkim myśleć? Gdy przychodzi do Marit jakiś chłopak, Nora rzuca się na niego i nie chce się od niego odkleić. Miałam dni, kiedy myślałam, że brakuje jej ojca, i że powinnam sobie znaleźć partnera. A teraz? Teraz miała ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Nawet nie chciała przyjąć od niego miśka, a muszę przyznać, że Nora jest strasznie łakoma na zabawki. Przetarłam twarz dłońmi, dzisiejszy dzień zapowiada się naprawdę bardzo ciężko.

Wieczorem, gdy skończyłam opowiadać o wszystkim przyjaciołom i po kilkukrotnym skierowaniu obelg w kierunku Kennetha, udałam się na zakupy wraz z moją córką. Zawsze wyglądają tak samo - ja biorę duży wózek, gdzie wkładam artykuły ogólnego użytku, a Nora ma mały, przeznaczony tylko i wyłącznie dla rzeczy, które ona chcę. Oczywiście nie kupuję wszystkiego, na co ma ochotę, bo nie stać mnie na wykupienie połowy sklepu. Lubię robić zakupy, chociaż spożywcze nie są moimi ulubionymi. Najlepiej czuję się w drogeriach i sklepach obuwniczych, ale dzisiaj nie mam na nie siły. Muszę się skupić, by jak  najszybciej znaleźć produkty z listy, bo jedynie o czym marzę to gorąca i długa kąpiel.
-Mamuś, ide posukać gazety z konikami. - powiedziała i pchając wózek szła niczym mała księżniczka.
-Tylko wróć szybko! - krzyknęłam, a po chwili zniknęła za regałem. Stanęłam przy zamrażalce i zaczęłam szukać najlepszej mieszanki warzywnej, którą miałam zamiar zrobić na kolację.
-Lily Undset, no nie wierzę! - lekko podskoczyłam słysząc czyjś wesoły krzyk. Momentalnie odwróciłam się do tyłu.
-Słodki Jezu, Sven Weng! - rzuciłam się w jego ramiona, a on mocno mnie objął. Jak za starych dobrych czasów. - Co ty robisz w Oslo? - zapytałam zielonookiego, przystojnego bruneta.
-Mieszkam i pracuję. - dołeczki w jego policzkach stały się jeszcze większe niż chwilę temu. Nie potrafiłam ukryć mojego ogromnego uśmiechu spowodowanego jego obecnością.
-Znalazłam! - krzyknęła Nora, pokazując swoją ulubioną gazetę.
-Widzę, że znalazłaś prace na pół etatu. - zaśmiał się nieświadomy, że to moja córka.
-Tak konkretnie to na cały. - w zdziwieniu zmarszczył brwi, pewnie myśląc, że studiuję, albo pracuję w kancelarii. - Tak się składa, że o to ta mała księżniczka jest moją córką. - szok wymalowany na jego twarzy dał mi sygnał, aby jak najszybciej zakończyć to przypadkowe spotkanie. - Miło było cię spotkać, cześć. - szybo ruszyłam wózkiem, a Nora powolutku biegła koło mnie.
-Lily, zaczekaj! Lily! - krzyczał, a ja nie chcąc aby wybuchło zamieszanie, zatrzymałam się i czekałam, aż się koło mnie zjawi. - Przepraszam, ale nic nie słyszałem o twoim ślubie ani o dziecku. - starał się wytłumaczyć, z zakłopotaniem drapiąc się z tyłu głowy.
-O ślubie nie słyszałeś, bo go nie było. - pomachałam mu prawą dłonią przed twarzą. - A o Norze nie wszyscy wiedzą. Nie powinnam tak reagować, po prostu wiele mężczyzn, gdy dowiaduje się, że jestem samotną matką ucieka. - jego oczy mało co nie wyleciały z orbit.
-Dużo mnie ominęło. - to prawda, nie widzieliśmy się odkąd  przeprowadził  się do Harstad. - Musimy to nadrobić. Co powiesz na kawę? -  zaraz umrę. Będę miała zawał, ponieważ moje serce przyśpieszyło, a krew zaczęła szybciej płynąć. Czy właśnie Sven Weng zaprosił mnie na randkę? Z pewnością mój mózg stroi sobie ze mnie żarty.
-Na razie musimy dojechać do domu. - nasze wzroki spoczęły na Norze, która wybierała ciastka.
-Żaden problem, z przyjemnością was odwiozę. - dzisiejszy dzień nie mógł mieć lepszego zakończenia. Sven odgonił wszystkie czarne chmury, które wisiał nad moją głową i zapowiadały deszcz.   

***
Witam, cześć i czołem!
No i mamy pierwsze spotkanie Kennetha i Lily! Jak się podobało? Co myślicie o Svenie?
Dziękuję za komentarze <3
Pozdrawiam :*

wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 3

Gdy za oknem panowała ciemność, a jedynym źródłem światła był księżyc, odważyłam się włączyć laptopa i wysłać Kennethowi zdjęcie Nory. Po dzisiejszej rozmowie telefonicznej straciłam ochotę na jakikolwiek kontakt ze skoczkiem. Zdałam sobie sprawę, że nie znam obecnego Kennetha Gangnesa. Ludzie się zmieniają w szybkim tępię, więc po prawie sześciu latach nie będzie w nim już nic "starego i mojego".
Do: Kenneth Gangnes
Pewnie już śpisz, ale tylko teraz mogłam znaleźć czas. O to twoja córka.
Zdjęcie zrobiłam dwa dni wcześniej, gdy po raz pierwszy całkowicie sama jadła obiad. Niby to zwykła i mała czynność, ale jednak potrafi dać wiele szczęścia. Niespodziewanie otrzymałam powiadomienie z poczty elektronicznej o nowej wiadomości. Odpisał. 
Od: Kenneth Gangnes
To moja córka, moja córeczka, moja Nora. Jest przepiękna. Dziękuję, że mi je wysłałaś, odkąd otrzymałem od Ciebie list, zajmowała każdą moją myśl i starałem sobie ją wyobrazić. Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, z pewnością zżerały Cię nerwy. 

Maila przeczytałam trzy razy. Zagryzłam paznokieć kciuka i starałam się zastanowić na odpowiedzią. Czy ta rozmowa ma sens? Miałam mu tylko wysłać fotografie. Widocznie nie jest ze swoją narzeczoną, skoro tak szybko odpisał. A może ona o nas wie? Są zaręczeni, więc powinna być tego świadoma. Chociaż z drugiej strony, szybko znikniemy z jego życia, więc może nie widział potrzeby ją informować. 
Do: Kenneth Gangnes 
Denerwowałam się, bo bałam się, że będziesz chciał robić testy na ojcostwo, a na to nie ma czasu. Po za tym, skąd miałam mieć pewność, że odpiszesz?

Każdy dzień czekania sprawiał, że byłam coraz to bardziej zestresowana. W pracy nie mogłam się skupić, a książki wypadały mi z rąk, straciłam apetyt i tylko wypatrywałam listonosza. Dwa razy byłam na poczcie, by zapytać, czy aby czasem nic do mnie nie przyszło, wypytywałam sąsiadów, czy nie trafił do nich list zaadresowany do mnie. Można powiedzieć, że wariowałam, ale miałam ku temu powody. Kolejne powiadomienie i kolejna wiadomość od Kennetha. Czyżby aż tak bardzo mu się nudziło, że marnuje czas na pisanie ze mną? 
Od Kenneth Gangnes
Masz mnie za kompletnego kretyna? Przecież wiem, że każdy dzień jest na wagę złota.

Czy mam go za kretyna? Chyba już dawno przestałam o nim myśleć w takiej kategorii. Moje zdanie o nim często się zmieniało. Teraz trudno to określić. Z jednej strony jest mi obojętny, a z drugiej wiąże z nim ogromne nadzieje. 
Do Kenneth Gangnes 
Jest już późno, oboje musimy iść spać. Dobranoc.

Zakończenie tej rozmowy było jedynym dobrym wyjściem. Nie było sensu jej ciągnąć, ponieważ moglibyśmy poruszyć nieodpowiednie tematy. Z resztą, co miałam mu sensownego na to odpowiedzieć? Wyłączyłam laptopa i odłożyłam na szafkę nocną. Lekko się uniosłam, by spojrzeć na słodko śpiącą Nore. Położyłam się i szczelnie przykryłam kołdrą. Mam dziwne odczucia, odnośnie przyjazdu Kennetha. Tak trudno sprostać było temu, że nie mogę go już poczuć, więc po etapie całkowitego załamania się, postanowiłam rozpocząć etap odizolowania się od jego osoby. Nie przeglądałam portali sportowych, skoki były w naszym mieszkaniu surowo zabronione, o jego przyszłej żonie dowiedziałam się przez przypadek, gdy przechodziłam w supermarkecie przez dział z gazetami, a oni byli na okładce jednego z kolorowych czasopism. Stare przysłowie "czego oczy nie widzą,tego sercu nie żal" idealnie pasowało do owej sytuacji. Lepiej się żyje, gdy nie widzimy powodu do cierpienia. Na początku poczułam ukłucie w sercu, ale później stery nad moimi myślami przejął mózg, który dobitnie dał mi do zrozumienia, że Kenneth ma prawo do założenia rodziny z inną kobietą, bo przecież jest wolnym człowiekiem żyjącym własnym życiem. Ja nie jestem uprawniona do bycia zazdrosną, ponieważ nie należę do jego świata. To uczucie, które nas łączyło w lipcu 2010 dawno wygasło. Teraz, to co się dzieje w okół jego osoby jest mi obojętne. Ale czy nadal tak będzie, gdy stanę z nim twarzą w twarz?
 I z tą myślą udałam się do krainy Morfeusza.

05.07. 2010.
Te wakacje miały być inne. To była ich wstęp do dorosłego świata, ponieważ na początku sierpnia miały przeprowadzić się do Oslo. Z tym miastem wiązały wielkie nadzieje na zrealizowanie swoich życiowych planów. 
Ibiza - hiszpańska wyspa, gdzie imprezy trwają do białego rana. Czy można było wyobrazić sobie lepsze miejsce na spędzenie urlopu z najlepszą przyjaciółką?
Lilly wchodząc do hotelu zawzięcie rozmawiała z Marit energicznie przy tym gestykulując. Były bardzo podekscytowane, gdy wylądowały miały ochotę piszczeć, ale nie chciały pierwszego dnia narobić sobie wstydu. Nagle poczuła, że dobiła do czegoś twardego. 
-Cholera. - warknęła. Spojrzała na obiekt, który bezczelnie pojawił się na jej drodze i okazało się, że to przystojny, niebieskooki brunet. Gdyby nie zorientowała się, że w jej dłoni brakuje telefonu, prawdopodobnie wpatrywałaby się w niego jak w obrazek, śliniąc się niczym buldog. Oboje w tym samym momencie schylili się po komórkę i niefortunnie zderzyli się głowami. 
-Jezus, przepraszam Cię bardzo. - chwycił jej ramiona i uważnie wpatrywał się w zaczerwieniony ślad na jej czole. Nie zdawali sobie w tamtej chwili sprawy, że oboje pochodzą z Norwegii, więc starali się mówić poprawnie po angielsku. 
-Mógłbyś być trochę bardziej uważny. - była zdenerwowana. Nie tak wyobrażała sobie pierwszy dzień wyczekiwanych wakacji. 
-Może w ramach rekompensaty dasz się zaprosić na drinka? - zaskoczona tą propozycją spojrzała na Marit, która starała się powstrzymać od śmiechu. 
-Mamy inne plany.- przyjaciółka Lilly odpowiedziała za nią, ponieważ nie chciała by brunetka wylądowała w szpitalu przez nieznajomego.
-A co jeśli mamy takie same plany, jak wy? - wtrącił najniższy z czwórki przyjaciół.
-Fanns, i tak nie poruchasz. - wyśmiał go blondyn. - Jestem Tom, ten karzeł to Anders, ale prościej jest Fannis, ten to Andreas, a tamtego to wstyd przedstawiać. - wskazał na chłopaka, który dobił do Lilly. Ewidentnie się oburzył i w jego wyobraźni pojawiła się scena, w której to Tom wychodzi z wody nie zauważając, że jego kąpielówki zostały w Morzu Śródziemnym. Zorientował się dopiero wtedy, gdy usłyszał głośne śmiechy i drwienie z jego małego przyrodzenia.
- Jestem Kenneth. - podał dziewczynom dłoń, a one również się przedstawiły. 
-Po akcencie zgaduje, że pochodzicie ze Skandynawii. - zauważył Tom. 
-Jesteśmy Norweżkami. - odpowiedziała Marit. Chłopcy chórem odpowiedzieli "my też" 
-To jakie macie plany na dzisiaj? - drążył Anders
-Tak naprawdę to żadnych, po prostu nie chciałam, aby zabił moją przyjaciółkę na randce. - wszyscy wyśmiali Kennetha za jego niezdarność. On z zakłopotaniem uśmiechnął się do Lilly, a jej żołądek wykonał fikołka i udał się na maraton. Kenny nie potrafił oderwać wzroku od jej piwnych oczu, w których się zatracił. 
I właśnie tego dnia w ich sercach pojawiła się iskra, która w szybkim czasie przerodziła się w pożar, ich serca płonęły miłością, którą się darzyli. 


***
Witam, cześć i czołem!
W dzisiejszym rozdziale nie ma super akcji, ale no cóż, chciałam się bardziej skupić na retrospekcji i na tym jak się poznali. Mam nadzieję, że Wam się spodobało <3
Dziękuję za komentarze :*
Powodzenia na maturach!