niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 4

Szpital to cholernie dziwnie miejsce. To właśnie tu na świat przychodzi nowa istota, która dla kogoś będzie ucieleśnieniem szczęścia i miłości. Natomiast w innej części budynku ludzie odchodzą z tego świata, zostawiając po sobie tylko wspomnienia. Po środku tego wszystkiego są osoby, które walczą o życie, które jest zagrożone. Jesteśmy też my - rodziny przebywających tutaj. Niektórzy przychodzą tylko w odwiedziny, bo przecież wypada odwiedzić chorego. Inni prawie tu mieszkają, spędzają tu każdą wolną chwile, nawet jeśli mogą tylko potrzymać dłoń bliskiej osoby. Nawet taki mały gest jest istotny. Daje wiarę, że jest osoba, która jest powodem walki z chorobą. Wszystkich łączy jedno - nadzieja.
Nadzieja daje siłę, która jest niezbędna do pokonania wszelkich trudów.
-Witaj, Lily. - zesztywniałam. Na dźwięk tego głosu dziwny prąd przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. W tych dwóch słowach nie było nawet grama pewności siebie. Powoli odwróciłam się przodem do mężczyzny. 
-Kenneth. - gula w moim gardle był zbyt duża, bym mogła wydusić z siebie coś więcej. Zilustrowałam go wzrokiem. Granatowo-czerwona koszula w kratkę opinała jego szerokie ramiona i umięśniony tors. Miał podwinięte rękawy, więc mogłam dostrzec żyły na jego rękach. Odnalazłam wystające kości policzkowe, które zawsze mnie pociągały, a jemu dodawały męskości. Uśmiech błąka się na wąskich, nieśmiałych ustach Norwega, przez co pojawiły się zmarszczki wokół oczu. No właśnie oczy. Te, które zawsze przypominały mi morze skąpane w promieniach słońca, teraz wyglądają jak norweskie fiordy spowite mgłą. 
-Czy mogę..? - spojrzał na szybę, za którą bawiła się Nora. W mojej głowie zapaliło się czerwone światło. 
-Musimy porozmawiać. - mój ostry ton nawet mnie zaskoczył ale muszę być stanowcza, by nie wywrócić dotychczasowego życia Nory do góry nogami. Zdezorientowany spojrzał na pluszowego misia, którego trzymał w dłoni. - Później jej dasz, chodź do kawiarni. - Nic nie odpowiedział, jedynie odchodząc rzucił spojrzeniem na beztrosko śmiejącą się jasnowłosą dziewczynkę. Nie mam bladego pojęcia czego on od nas oczekuje, ale jestem pewna, że muszę postawić na swoim, by wszystko było dobrze. Nie mogę pozwolić, aby narobił bałaganu w naszym życiu, a później uciekł. Raz tak postąpił, drugiego razu nie będzie.
Usiedliśmy w kącie w szpitalnej kawiarni. Nie było tu tłumów, jedynie od czasu do czasu pojawił się jakiś lekarz kupując kanapkę.
-Kiedy powiemy Norze, że jestem jej tatą? - zakrztusiłam się połykająca śliną. Jak on śmie? Na miano "taty" trzeba sobie zasłużyć. On tylko ją spłodził, nie spędził z nią ani jednej godziny.
-Chyba żartujesz. - zakpiłam, a na jego twarzy malowało się dziwienie. - Będziesz dla niej nowym wujkiem, nikim więcej.
-Nora ma prawo znać swojego ojca! - niemal krzyknął. Jeszcze brakowało, by robił awantury. Kiedyś był bardziej spokojny, ciężko było wyprowadzić go z równowagi. Skarciłam go wzrokiem.
-Ona potrzebuje kogoś , kto przy niej będzie i kto będzie ją kochał, a nie ojca, który będzie pojawiał się od święta. - mierzliśmy się wzrokami. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Pewnie ojcostwo kojarzy mu się z kupnem zabawki, pójściem na lody, ale tak nie jest!
-Zawsze znajdę dla niej czas! Patrz, przecież teraz tu siedzę, czekam na badania, chcę wam pomóc! - poczerwieniał, a z jego oczu biją pioruny. Jestem pewna, że gdyby tylko mógł, trafiłby mnie jednym z nich, tak dla świętego spokoju.
-Ojcostwo na pół etap się nie uda! To nie polega na zgrywaniu bohatera, który pojawia się, gdy jego dziecko jest zagrożone. W ojcostwie chodzi o więź, o stałą obecność i opiekę. Ty nie możesz jej tego zapewnić.- mówiłam szybko i głośno, a spowodowane to było nerwami, które mną kierowały.
-Wszystko wyglądałoby inaczej, gdybyś nie ukrywała, że mamy dziecko! - krzyknął, a kilka par oczu skierowało się na nas. Jego klatka piersiowa ciężko unosiła się i opadała. W tym momencie miałam ochotę wymierzyć mu soczysty cios otwartą dłonią.  Nie ma prawa obarczać mnie całą winą.
-Byłeś wtedy gówniarzem skupionym na karierze! Wolałam sama wychowywać Nore niż prosić Cię o łaskę! - nie odpowiedział. Miedzy nami atmosfera była tak gęsta, że moglibyśmy pokroić ją nożem. - Ojcostwo w końcu  ci się znudzi, a Nora będzie cierpiała. - dodałam niemalże szeptem. Gangnes spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a jego oczy mówiły, że boli go moje zdanie o nim. Niech go diabli wezmą! Nawet jeśli teraz uważa, że moje słowa to nie prawda, to w niedługim czasie przekona się, że miałam racje. Wtedy będzie za późno, a ucierpi na tym Nora.
-Czyli mam być dla niej wujkiem? - parsknął, a ja niepewnie skinęłam. Pokręcił z niedowierzaniem głową i wstał. - Chodź, chcę przywitać się z moją córką. - ostatnie dwa słowa wyraźnie zaakcentował. Jeśli powie Norze, że jest jej ojcem, to przysięgam, że rzucę się na niego i wdrapię mu oczy! Nie pozwolę mu skrzywdzić mojej córki. Będę jej bronic jak lwica.
Przykleiłam uśmiech do twarzy i zawołałam ją. Mała podbiegła do nas, ale gdy zdała sobie sprawę, że koło mnie stoi nieznajomy mężczyzna przystanęła obok mnie i wzrokiem zapytała kto to. Schyliłam się i starając się mówić spokojnym głosem powiedziałam:
-Nora, to twój nowy wujek Kenneth. - zmarszczyła czoło i z lekkim podejrzeniem przyglądała się mężczyźnie. Serce biło mi jak oszalałe, bo nigdy nawet nie myślałam, że coś takiego będzie miało miejsce. W tym momencie mogłam przyjrzeć się ich dwójce. Biło od nich ogromnie podobieństwo, które najbardziej widoczne był w oczach, niebieskich niczym błękit oceanu.
Gangnes kucnął i pokazał jej misia.
-Cześć, Mała. Mam dla ciebie prezent. - w jego oczach pojawiły się iskry nadziei i szczęścia, które razem tańczyły w szalonym tańcu. W końcu jego tęczówki opuszczała mgła.
-Nie lubię rózowego. - i w tym momencie przytuliła się do mojej nogi, a ja stałam jak słup soli patrząc, jak jego oczy wracają do poprzedniego stanu. Nadal miał uśmiech na twarzy, ale wiedziałam, że go to zabolało. Nie rozumiem zachowania Nory. Nie jest nieśmiałą dziewczynką, więc spodziewałam się, że weźmie misia od Kennetha i prawdopodobnie przytuli go w podziękowaniu.
-Nora, weź prezent od wujka. - kucnęłam kładąc jej dłoń na plecach, dając znak, by podeszła do niego. Uparcie stała w miejscu i pokręciła przecząco główką. - Skarbie, popatrz jakiego wujek daje ci ładnego misia. Takiego jeszcze nie masz. - jeszcze mocniej zmarszczyła brwi i po raz kolejny pokręciła głową. - Wujowi będzie smutno. - odpuściła i niepewnie do niego podeszła. Wzięła przytulankę i cicho szepnęła "dziękuję" po czym odwracając się na pięcie wróciła do mnie.
-Mogę iść do Lisy? - pokiwałam głową, a ona pobiegła do swojej koleżanki. Spojrzałam na Norwega, który w tym samym momencie wstał. Jego twarz nie mówiła nic, była twarda i zimna.
-Kenneth...- nie wiedziałam, co powiedzieć. Reakcja Nory była dla mnie ogromnym zaskoczeniem.
-Nic nie mów. - warknął. - Idę na badania. - rzucił i poszedł do pielęgniarki, prawdopodobnie chciał dowiedzieć się, gdzie ma dalej iść. Co ja mam o tym wszystkim myśleć? Gdy przychodzi do Marit jakiś chłopak, Nora rzuca się na niego i nie chce się od niego odkleić. Miałam dni, kiedy myślałam, że brakuje jej ojca, i że powinnam sobie znaleźć partnera. A teraz? Teraz miała ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Nawet nie chciała przyjąć od niego miśka, a muszę przyznać, że Nora jest strasznie łakoma na zabawki. Przetarłam twarz dłońmi, dzisiejszy dzień zapowiada się naprawdę bardzo ciężko.

Wieczorem, gdy skończyłam opowiadać o wszystkim przyjaciołom i po kilkukrotnym skierowaniu obelg w kierunku Kennetha, udałam się na zakupy wraz z moją córką. Zawsze wyglądają tak samo - ja biorę duży wózek, gdzie wkładam artykuły ogólnego użytku, a Nora ma mały, przeznaczony tylko i wyłącznie dla rzeczy, które ona chcę. Oczywiście nie kupuję wszystkiego, na co ma ochotę, bo nie stać mnie na wykupienie połowy sklepu. Lubię robić zakupy, chociaż spożywcze nie są moimi ulubionymi. Najlepiej czuję się w drogeriach i sklepach obuwniczych, ale dzisiaj nie mam na nie siły. Muszę się skupić, by jak  najszybciej znaleźć produkty z listy, bo jedynie o czym marzę to gorąca i długa kąpiel.
-Mamuś, ide posukać gazety z konikami. - powiedziała i pchając wózek szła niczym mała księżniczka.
-Tylko wróć szybko! - krzyknęłam, a po chwili zniknęła za regałem. Stanęłam przy zamrażalce i zaczęłam szukać najlepszej mieszanki warzywnej, którą miałam zamiar zrobić na kolację.
-Lily Undset, no nie wierzę! - lekko podskoczyłam słysząc czyjś wesoły krzyk. Momentalnie odwróciłam się do tyłu.
-Słodki Jezu, Sven Weng! - rzuciłam się w jego ramiona, a on mocno mnie objął. Jak za starych dobrych czasów. - Co ty robisz w Oslo? - zapytałam zielonookiego, przystojnego bruneta.
-Mieszkam i pracuję. - dołeczki w jego policzkach stały się jeszcze większe niż chwilę temu. Nie potrafiłam ukryć mojego ogromnego uśmiechu spowodowanego jego obecnością.
-Znalazłam! - krzyknęła Nora, pokazując swoją ulubioną gazetę.
-Widzę, że znalazłaś prace na pół etatu. - zaśmiał się nieświadomy, że to moja córka.
-Tak konkretnie to na cały. - w zdziwieniu zmarszczył brwi, pewnie myśląc, że studiuję, albo pracuję w kancelarii. - Tak się składa, że o to ta mała księżniczka jest moją córką. - szok wymalowany na jego twarzy dał mi sygnał, aby jak najszybciej zakończyć to przypadkowe spotkanie. - Miło było cię spotkać, cześć. - szybo ruszyłam wózkiem, a Nora powolutku biegła koło mnie.
-Lily, zaczekaj! Lily! - krzyczał, a ja nie chcąc aby wybuchło zamieszanie, zatrzymałam się i czekałam, aż się koło mnie zjawi. - Przepraszam, ale nic nie słyszałem o twoim ślubie ani o dziecku. - starał się wytłumaczyć, z zakłopotaniem drapiąc się z tyłu głowy.
-O ślubie nie słyszałeś, bo go nie było. - pomachałam mu prawą dłonią przed twarzą. - A o Norze nie wszyscy wiedzą. Nie powinnam tak reagować, po prostu wiele mężczyzn, gdy dowiaduje się, że jestem samotną matką ucieka. - jego oczy mało co nie wyleciały z orbit.
-Dużo mnie ominęło. - to prawda, nie widzieliśmy się odkąd  przeprowadził  się do Harstad. - Musimy to nadrobić. Co powiesz na kawę? -  zaraz umrę. Będę miała zawał, ponieważ moje serce przyśpieszyło, a krew zaczęła szybciej płynąć. Czy właśnie Sven Weng zaprosił mnie na randkę? Z pewnością mój mózg stroi sobie ze mnie żarty.
-Na razie musimy dojechać do domu. - nasze wzroki spoczęły na Norze, która wybierała ciastka.
-Żaden problem, z przyjemnością was odwiozę. - dzisiejszy dzień nie mógł mieć lepszego zakończenia. Sven odgonił wszystkie czarne chmury, które wisiał nad moją głową i zapowiadały deszcz.   

***
Witam, cześć i czołem!
No i mamy pierwsze spotkanie Kennetha i Lily! Jak się podobało? Co myślicie o Svenie?
Dziękuję za komentarze <3
Pozdrawiam :*

wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 3

Gdy za oknem panowała ciemność, a jedynym źródłem światła był księżyc, odważyłam się włączyć laptopa i wysłać Kennethowi zdjęcie Nory. Po dzisiejszej rozmowie telefonicznej straciłam ochotę na jakikolwiek kontakt ze skoczkiem. Zdałam sobie sprawę, że nie znam obecnego Kennetha Gangnesa. Ludzie się zmieniają w szybkim tępię, więc po prawie sześciu latach nie będzie w nim już nic "starego i mojego".
Do: Kenneth Gangnes
Pewnie już śpisz, ale tylko teraz mogłam znaleźć czas. O to twoja córka.
Zdjęcie zrobiłam dwa dni wcześniej, gdy po raz pierwszy całkowicie sama jadła obiad. Niby to zwykła i mała czynność, ale jednak potrafi dać wiele szczęścia. Niespodziewanie otrzymałam powiadomienie z poczty elektronicznej o nowej wiadomości. Odpisał. 
Od: Kenneth Gangnes
To moja córka, moja córeczka, moja Nora. Jest przepiękna. Dziękuję, że mi je wysłałaś, odkąd otrzymałem od Ciebie list, zajmowała każdą moją myśl i starałem sobie ją wyobrazić. Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, z pewnością zżerały Cię nerwy. 

Maila przeczytałam trzy razy. Zagryzłam paznokieć kciuka i starałam się zastanowić na odpowiedzią. Czy ta rozmowa ma sens? Miałam mu tylko wysłać fotografie. Widocznie nie jest ze swoją narzeczoną, skoro tak szybko odpisał. A może ona o nas wie? Są zaręczeni, więc powinna być tego świadoma. Chociaż z drugiej strony, szybko znikniemy z jego życia, więc może nie widział potrzeby ją informować. 
Do: Kenneth Gangnes 
Denerwowałam się, bo bałam się, że będziesz chciał robić testy na ojcostwo, a na to nie ma czasu. Po za tym, skąd miałam mieć pewność, że odpiszesz?

Każdy dzień czekania sprawiał, że byłam coraz to bardziej zestresowana. W pracy nie mogłam się skupić, a książki wypadały mi z rąk, straciłam apetyt i tylko wypatrywałam listonosza. Dwa razy byłam na poczcie, by zapytać, czy aby czasem nic do mnie nie przyszło, wypytywałam sąsiadów, czy nie trafił do nich list zaadresowany do mnie. Można powiedzieć, że wariowałam, ale miałam ku temu powody. Kolejne powiadomienie i kolejna wiadomość od Kennetha. Czyżby aż tak bardzo mu się nudziło, że marnuje czas na pisanie ze mną? 
Od Kenneth Gangnes
Masz mnie za kompletnego kretyna? Przecież wiem, że każdy dzień jest na wagę złota.

Czy mam go za kretyna? Chyba już dawno przestałam o nim myśleć w takiej kategorii. Moje zdanie o nim często się zmieniało. Teraz trudno to określić. Z jednej strony jest mi obojętny, a z drugiej wiąże z nim ogromne nadzieje. 
Do Kenneth Gangnes 
Jest już późno, oboje musimy iść spać. Dobranoc.

Zakończenie tej rozmowy było jedynym dobrym wyjściem. Nie było sensu jej ciągnąć, ponieważ moglibyśmy poruszyć nieodpowiednie tematy. Z resztą, co miałam mu sensownego na to odpowiedzieć? Wyłączyłam laptopa i odłożyłam na szafkę nocną. Lekko się uniosłam, by spojrzeć na słodko śpiącą Nore. Położyłam się i szczelnie przykryłam kołdrą. Mam dziwne odczucia, odnośnie przyjazdu Kennetha. Tak trudno sprostać było temu, że nie mogę go już poczuć, więc po etapie całkowitego załamania się, postanowiłam rozpocząć etap odizolowania się od jego osoby. Nie przeglądałam portali sportowych, skoki były w naszym mieszkaniu surowo zabronione, o jego przyszłej żonie dowiedziałam się przez przypadek, gdy przechodziłam w supermarkecie przez dział z gazetami, a oni byli na okładce jednego z kolorowych czasopism. Stare przysłowie "czego oczy nie widzą,tego sercu nie żal" idealnie pasowało do owej sytuacji. Lepiej się żyje, gdy nie widzimy powodu do cierpienia. Na początku poczułam ukłucie w sercu, ale później stery nad moimi myślami przejął mózg, który dobitnie dał mi do zrozumienia, że Kenneth ma prawo do założenia rodziny z inną kobietą, bo przecież jest wolnym człowiekiem żyjącym własnym życiem. Ja nie jestem uprawniona do bycia zazdrosną, ponieważ nie należę do jego świata. To uczucie, które nas łączyło w lipcu 2010 dawno wygasło. Teraz, to co się dzieje w okół jego osoby jest mi obojętne. Ale czy nadal tak będzie, gdy stanę z nim twarzą w twarz?
 I z tą myślą udałam się do krainy Morfeusza.

05.07. 2010.
Te wakacje miały być inne. To była ich wstęp do dorosłego świata, ponieważ na początku sierpnia miały przeprowadzić się do Oslo. Z tym miastem wiązały wielkie nadzieje na zrealizowanie swoich życiowych planów. 
Ibiza - hiszpańska wyspa, gdzie imprezy trwają do białego rana. Czy można było wyobrazić sobie lepsze miejsce na spędzenie urlopu z najlepszą przyjaciółką?
Lilly wchodząc do hotelu zawzięcie rozmawiała z Marit energicznie przy tym gestykulując. Były bardzo podekscytowane, gdy wylądowały miały ochotę piszczeć, ale nie chciały pierwszego dnia narobić sobie wstydu. Nagle poczuła, że dobiła do czegoś twardego. 
-Cholera. - warknęła. Spojrzała na obiekt, który bezczelnie pojawił się na jej drodze i okazało się, że to przystojny, niebieskooki brunet. Gdyby nie zorientowała się, że w jej dłoni brakuje telefonu, prawdopodobnie wpatrywałaby się w niego jak w obrazek, śliniąc się niczym buldog. Oboje w tym samym momencie schylili się po komórkę i niefortunnie zderzyli się głowami. 
-Jezus, przepraszam Cię bardzo. - chwycił jej ramiona i uważnie wpatrywał się w zaczerwieniony ślad na jej czole. Nie zdawali sobie w tamtej chwili sprawy, że oboje pochodzą z Norwegii, więc starali się mówić poprawnie po angielsku. 
-Mógłbyś być trochę bardziej uważny. - była zdenerwowana. Nie tak wyobrażała sobie pierwszy dzień wyczekiwanych wakacji. 
-Może w ramach rekompensaty dasz się zaprosić na drinka? - zaskoczona tą propozycją spojrzała na Marit, która starała się powstrzymać od śmiechu. 
-Mamy inne plany.- przyjaciółka Lilly odpowiedziała za nią, ponieważ nie chciała by brunetka wylądowała w szpitalu przez nieznajomego.
-A co jeśli mamy takie same plany, jak wy? - wtrącił najniższy z czwórki przyjaciół.
-Fanns, i tak nie poruchasz. - wyśmiał go blondyn. - Jestem Tom, ten karzeł to Anders, ale prościej jest Fannis, ten to Andreas, a tamtego to wstyd przedstawiać. - wskazał na chłopaka, który dobił do Lilly. Ewidentnie się oburzył i w jego wyobraźni pojawiła się scena, w której to Tom wychodzi z wody nie zauważając, że jego kąpielówki zostały w Morzu Śródziemnym. Zorientował się dopiero wtedy, gdy usłyszał głośne śmiechy i drwienie z jego małego przyrodzenia.
- Jestem Kenneth. - podał dziewczynom dłoń, a one również się przedstawiły. 
-Po akcencie zgaduje, że pochodzicie ze Skandynawii. - zauważył Tom. 
-Jesteśmy Norweżkami. - odpowiedziała Marit. Chłopcy chórem odpowiedzieli "my też" 
-To jakie macie plany na dzisiaj? - drążył Anders
-Tak naprawdę to żadnych, po prostu nie chciałam, aby zabił moją przyjaciółkę na randce. - wszyscy wyśmiali Kennetha za jego niezdarność. On z zakłopotaniem uśmiechnął się do Lilly, a jej żołądek wykonał fikołka i udał się na maraton. Kenny nie potrafił oderwać wzroku od jej piwnych oczu, w których się zatracił. 
I właśnie tego dnia w ich sercach pojawiła się iskra, która w szybkim czasie przerodziła się w pożar, ich serca płonęły miłością, którą się darzyli. 


***
Witam, cześć i czołem!
W dzisiejszym rozdziale nie ma super akcji, ale no cóż, chciałam się bardziej skupić na retrospekcji i na tym jak się poznali. Mam nadzieję, że Wam się spodobało <3
Dziękuję za komentarze :*
Powodzenia na maturach! 

sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 2

- Lily, listonosz przyszedł. - po usłyszeniu tych trzech słów, rzuciłam naczynia do zlewu i biegiem udałam się do drzwi. Marit trzymała kilka listów i sprawdzając adresata, próbowała odnaleźć ten, na który czekam dwa tygodnie. W pewnym momencie zatrzymała wzrok na białej kopercie. Spojrzała na mnie i przełykając ciężko ślinę, podała mi kopertę do ręki, a ja nie patrząc na nic, wręcz uciekłam do sypialni mojej i Nory. Zamknęłam drzwi na klucz i zsunęłam się po nich siadając na jasnobrązowych panelach. Trzęsącymi się dłońmi rozerwałam górną część koperty. Jestem pewna, że bicie mojego serca słychać nawet w Szwecji. Jeśli Kenneth się nie zgodzi, skarze moją córeczkę na śmierć. Jasne, że będę mogła iść do sądu i pewnie wygrałabym z nim, ale Nora przegrałaby z białaczką, gdyż nie ma wystarczająco czasu. Mam wrażenie, że stoję na brzegu urwiska. Nie ja decyduję o swoim losie, tylko Kenny i ma dwa wyjścia: albo popchnie mnie w przepaść, albo poda mi dłoń i odejdę w bezpieczne miejsce.

Droga Lilly, 
Nie wiem, co mam napisać w tym liście. Dokładnie dziesięć dni siedziałem nad pustą kartką papieru i myślałem, jak widać na niewiele mi się to zdało. Lilly, droga Lilly, czy gdyby nie choroba Nory dowiedziałbym się, że jest moją córką? Po co zadaję ci to pytanie, jak i tak wiem, że trzymałabyś to w tajemnicy. Ale czy pomyślałaś o mnie? Miałem prawo dowiedzieć się, że jesteś w ciąży! Ominęło mnie tyle pięknych i drobnych chwil z życia mojej córeczki. Nie widziałem jak wyrasta jej pierwszy ząbek, jak raczkuje i nie usłyszałem jej pierwszego słowa. A przede wszystkim, nie byłem z wami przez te lata leczenia. Do cholery, nie było mnie w najcięższych momentach przy niej! 
Nie piszę tego, by robić ci wyrzuty, chodź na pierwszy rzut oka, tak to wygląda. Nieważne. 
Lilly, przebadam się, jeśli się uda zostanę dawcą. Zrobię wszystko, by wam pomóc. 
Kenneth.

Krople łez spadały na kartkę rozmazując atrament. Przepłynęła przeze mnie fala nadziei i szczęścia, które wypełniło mnie po same brzegi.
Zgodził się.
Kenneth chce zostać dawcą.
Nora będzie żyła.
Wybiegłam z pokoju i wpadłam w ramiona Marit!
-Zgodził się! - krzyknęłam. Dziewczyna nabrała energii i mocno mnie przytuliła. Była tak szczęśliwa, że nawet kilka razy podskoczyła. Po chwili schyliła się i podała mi świstek papieru, na którym zapisane było kilka cyferek. Jego numer. Nie wiedziałam, co robić. Skoro go włożył do koperty, to pewnie chce, żebym do niego zadzwoniła. Ale czy jestem gotowa usłyszeć jego głos po prawie sześciu latach? Czy moje ciało zareaguje, tak jak za pierwszym razem?
-Zadzwoń. - spojrzała w moje oczy. Biła od niej pewność, że to wyjdzie wszystkim na dobre. Nabrałam głęboko powietrza i niepewnie wybrałam kilka cyfr na telefonie. Kolna zrobiły mi się jak z waty, a serce biło w niemiłosiernie szybkim tempie. Czy to już stan przedzawałowy? Może zamiast do niego powinnam zadzwonić na pogotowie? Marit zaprowadziła mnie na kanapę. Nerwy mnie obezwładniły i mogła kierować mną jak laką.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Jeden sygnał.
Drugi sygnał.
Trzeci sygnał.
-Tak, słucham? - w jednej sekundzie odebrało mi mowę. Jego głos nic się nie zmienił. Nadal jest lekko zachrypnięty i męski. - Halo! - można wyczuć było zniecierpliwienie i irytacje. Dobry początek rozmowy.
-Kenneth? Tu Lilly, Lilly Undset. - słychać było tylko jego nierównomierny i przyśpieszony oddech.
-Lilly - moje imię nie zostało wypowiedziane, tak jak wtedy. Tym razem był niepewny, jakby zobaczył kogoś we mgle i chciałby się upewnić, że jego oczy nie kpią z niego. - Sześć lat. - dodał. Dokładnie 5 lat i 6 miesięcy, ale kto by to liczył. Odchrząknął. - Przyjadę za 3 dni, żeby się umówić na badania. Podam ci mojego maila, żebyśmy mieli lepszy kontakt. Zapisz sobie.
-Moment. - wychrypiałam i bezgłośnie powiedziałam przyjaciółce, żeby podała mi kartkę i długopis. -Ok, już. - pomimo moich trzęsących się dłoni, starałam się, by pismo było jak najbardziej czytelne.
-Proszę, wyślij mi zdjęcie Nory. - dodał niepewnie.
-Dobrze. - ponownie zapadła cisza. Żadne z nas się nie odezwało i to było naprawdę krępujące. Człowiek, który był dla ciebie wszystkim, nagle nie potrafi zamienić z tobą pięciu zdań. Rozumiem, że w tych okolicznościach jest mu ciężko i pewnie czuje się nieswojo, ale mógłby zapytać się o swoją córkę. Na szczęście całą sytuacje przerwała Nora, która wróciła z wujkiem ze spaceru i miałam pretekst do zakończenia tej rozmowy.
-Mamo, mamo, wujek Jonas kupił mi cekolade, chces? - skarciłam mojego znajomego wzrokiem, ponieważ doskonale wie, że moja córka nie powinna jeść czekolady. Poczęstowałam się kostką i automatycznie dotknęłam jej zaróżowionego od zimna policzka.
-A kto to tak zmarzł? - zapytałam biorąc kocyk i zawinęłam całe je drobne ciałko. Mała zaczęła się śmiać i starała się wyrwać. - ty mały zbuju. - zaśmiałam się, gdy udało jej się wydostać i ze śmiechem uciekła do wujka, który wziął ją na ręce i biegał z nią po całym mieszkaniu, a ja za nimi z kocykiem. Jako iż Jonas, to idealny przykład człowieka z brakiem kondycji, zmęczył się i postawił Nore na podłodze, a sam usiadł na fotelu.
-Wujek się zmęczył. - zdołał z siebie wydusić.
-Wujek jes gluby. - pokazała mu język i przyszła do mnie, usiadła na kolanach i po objęciu mnie swoimi chudziutkimi rączkami, schowała główkę w zagłębieniu mojej szyi.
-Może pójdziemy się umyć, co? - pokiwała, a ja wstałam zmierzając w kierunku łazienki. Nalałam do wanny ciepłej wody.
-Ten luzowy. - wskazała na płyn do kąpieli, który miałam dodać do wody. Przyjemny, truskawkowy zapach rozniósł się po całej łazience. Nora weszła do wanny i z pomarańczowego, gumowego pojemnika, który umiejscowiony jest na ścianie, wyjęła kilka zabawek, którymi się z nią bawiłam.
Nora Undset, jest czteroletnim dzieckiem, które przeszło wiele i zapewne jej droga będzie jeszcze długa i kręta. Pomimo tego, że jej kontakt z rówieśnikami był ograniczony do minimum, ze względu na ryzyko infekcji, Nora nie zamknęła się w sobie, teraz nie ma problemu z poznawaniem nowych ludzi. Jestem dumna, że urodziłam tak silne dziecko. To ona mnie wzmacnia i dodaję energii każdego dnia. Mam o kogo walczyć i nie poddam się.
-Mamusiu, pojedziemy gdzieś na wakacje? - jej błękitne oczka zrobiły się wielkie jak moneta i zabłysnęła w nich iskierka nadziei. - Ale zeby było tam cieplutko.
-Do wakacji jeszcze dużo czasu, skarbie. - zmarszczyła czółko i myślała.
-Wies, zawse mozemy jechać nie we wakacje. Pojedźmy za tydzień, dobze?
-A tydzień to ile dni? - dziewczynka trochę pokracznie pokazała mi sześć paluszków, więc dołożyłam jeden swój i tak o to mój mały geniusz matematyczny policzył do siedmiu. - Jeśli nadal będziesz taką super dziewczynką, to pojedziemy, a teraz zatykaj uszka, bo będę spłukiwać ci główkę. - nabrała powietrza, zacisnęła powieki i przyłożyła rączki do uszów. Jeśli tylko przeszczep się uda i będzie na siłach, pojedziemy. Wezmę ją gdziekolwiek sobie zamarzy. Oczywiście, będę musiała pożyczyć pieniądze od rodziców, ponieważ moje oszczędności nie wystarczą.
Spełnię jej marzenie, ale najpierw Bóg musi spełnić moje.


***
Witam, cześć i czołem!
Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa <3  i przepraszam za zaniedbanie waszych blogów, ale przez szkołę nie mam czasu. W dodatku mieszkam w internacie, a tam internet jest jaki jest (jak jest dobry dzień to wszystko działa, a jak nie...)
Zapraszam do zakładki Zaproszenia, gdzie proszę o informowanie o nowych rozdziałach, oraz zapraszanie do swoich opowiadań. Za wszelkie opóźnienia przepraszam
Co do rozdziału...to wydaje mi się taki bez tego czegoś.
Pozdrawiam <3

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 1

Wpatrując się w moją małą Śnieżkę uśmiechałam się delikatnie. Spała w swoim łóżeczku, równomiernie oddychając. Czasem zastanawiałam się, jak to jest możliwe, że jest tak bardzo podobna do swojego ojca.  Gdy w szpitalu pielęgniarka dała mi moją córeczkę, i spojrzałam w jej oczy, które miały ten sam odcień błękitu, jak tęczówki Kennetha, wiedziałam, że nie mogę jej oddać. Nigdy nie będę żałowała mojej decyzji. Rodzice na początku naciskali, kazali oddać Nore do rodziny zastępczej , bym mogła nadal się kształcić, aby w przyszłości być prawnikiem. Dopiero, gdy zobaczyli, jak przytulam ją do piersi i cicho łkam, obiecali mi pomóc. I tak o to mieszkam, z córką i najlepszą przyjaciółką w Oslo. Pracuję w bibliotece , nie skończyłam studiów, nie zarabiam milionów, a moje mieszkanie nie jest duże i nowoczesne. Pomimo wszystkich trudności rano wstaję i wiem, że moje życie ma sens i wypełnione jest miłością. Kenneth to przeszłość, którą musiałam pobudzić do życia, aby ratować mój skarb. To boli, że jest moim kołem ratunkowym. Jeszcze bardziej bolesnym doświadczeniem było dowiedzenie się, że Nora jest chora. Czas w tamtym momencie zwolnił, było mi zimno i ciepło jednocześnie, dostałam ataku duszności. Przez dwa tygodnie płakałam codziennie. Łzy stały się symbolem ogromnego cierpienie i oczyszczenia, ponieważ moje serce czuło ogromny ból, a słona ciecz wypływała razem z nim, robiąc miejsce na jego nową dawkę. Spędziłyśmy w szpitalu kilka miesięcy, kiedy to Nora leczona była chemioterapią. Moje serce bolało coraz bardziej z każdym włosem, który wypadał z główki mojej córki. Później przechodziłyśmy przez tak zwane leczenie "podtrzymujące", które miało zakończyć się sukcesem. Cztery miesiące temu, lekarz powiedział, że potrzebny jest przeszczep szpiku, aby Nora miała szansę na przeżycie. Problem zaczął się już na samym początku, ponieważ nie mam więcej dzieci, aby któreś z nich zostało dawcą. Kolejnym ciosem była wiadomość, że ja nie mogę nim zostać. Czułam się złą, bezwartościową matką. Mogłabym za nią oddać życie, a nie mogłam dać jej mojego szpiku kostnego. Po bezskutecznych próbach znalezienia odpowiedniego dawcy, schowałam dumę do kieszeni i nie zważając na poukładane życie Kennetha napisałam do niego list. Przekopałam cały internet, aby znaleźć jakikolwiek kontakt z nim. Nie potrafiłam sklecić jednego, poprawnego zdania. Bogu dzięki za Marit, która jak zawsze była niezastąpiona i mi pomogła. Minął tydzień od wysłania mojego błagalnego listu, a odpowiedź jeszcze nie nadeszła. Rozumiem, że Kenneth potrzebuje czasu na przyswojenie wiadomości, że jest ojcem, ale na litość Boską, niech ją przyswaja szybciej.
-Myślisz, że się zgodzi? - zagryzłam zdenerwowana wargę. Marit uniosła wzrok z nad gazety.
-To jest raczej oczywiste, przecież to jego córka. - upiła łyk kawy ze swojego ulubionego, różowego kubka. - Najwyżej będziemy się sądzić, spokojnie. - poklepała miejsce obok siebie, zachęcając, abym usiadła na kanapie. Rzuciłam się na nią i westchnęłam. Wykończona przetarłam twarz dłońmi.
-Może zrobię Ci herbaty? Byłam u pani Astrid i kupiłam jakieś nowe cuda. - pokiwałam twierdząco głową. Pani Astrid ma na rogu sklep z herbatami i kawami. To przemiła, starsza kobieta, która chciała na siłę swatać mnie ze swoim synem, który jak się później okazało był gejem i aktualnie jest w szczęśliwym związku. Pech się do mnie przyczepił jak rzep do psiego ogona , no cóż. Przynajmniej Nora zyskała nowego wujka.
-Herbatka na uspokojenie. - moja przyjaciółka położyła na ławie kubek z kotem. - Dzwoniła wcześniej do mnie mama i powiedziała, że Greta Einar zaciążyła. - zakrztusiłam się napojem.
-Ta bogobojna cntoka? - byłam w ciężkim szoku. Greta pochodzi z Narwik i była jedną z nielicznych, cichych i grzecznych dziewczynek z naszego rocznika. Do dziś żyłam w przekonaniu, że jest dziewicą i nigdy nie miała w ustach alkoholu. Jak to mówią: "cicha woda brzegi rwie". - Kto jest ojcem? - zapytałam przepełniona ciekawością.
-Nie uwierzysz! - oczy jej błyszczały. - Ojciec nieznany. - parsknęła śmiechem. - A pamiętasz jak jej matka mówiła, że zachowujemy się jak puszczalskie dziwki, bo chodzimy na dyskoteki? No to ma świętą córeczkę. - po części można przyznać racje matce Grety, bo mi wiele do dziwki nie brakowało, w końcu zaszłam w ciążę na wakacjach. Jedynie co mnie różni od tego typu dziewczyn, to moja czysta i ogromna miłość, którą się wtedy kierowałam. Tak, kochałam Kennetha. To może wydawać się idiotyczne, bo w końcu znaliśmy się zaledwie piętnaście dni. To śmieszne i niedorzeczne, ale tak było. Po dziewięciu dniach się mu udałam, a piętnastego dnia moje serce pękło i do dziś nie zostało sklejone.  Powinnam tego żałować, ale nie potrafię. Te piętnaście dni, były najpiękniejszym czasem w moim życiu, byłam kochana i kochałam, a owocem tego jest Nora. Jak mogłabym czegoś takiego żałować?


***
Witam, cześć i czołem!
Dziękuję za komentarze, to wiele dla mnie znaczy.
Mam nadzieje, że rozdział chodź do wybitnych nie należy, to nikogo nie zawiódł.
Pozdrawiam <3

sobota, 2 kwietnia 2016

Prolog


Witaj,
Nie wiem czy mnie pamiętasz, ale z pewnością pamiętasz wakacje 2010. Poznałeś wtedy młodą Norweżkę z Narwik. Nie będę się rozpisywała o tym, co się wtedy działo, bo zapewne masz już jakieś przebłyski tych wydarzeń. Nie chciałam zaburzać twojego rytmu życia i psuć cokolwiek, ale nie mogę patrzeć jak moje dziecko umiera. Powinnam napisać "nasze dziecko" Dokładnie 12 maja 2011 roku na świat przyszła Nora, nasza córka. Nie poinformowałam Cię o tym, ponieważ wiedziałam, że chcesz skupić się na swojej karierze, a dziecko wszystko by zmieniło. 
Kenneth, nie piszę z prośbą o pieniądze, czy o uznanie jej za swoją córkę . Piszę, by prosić Cię, abyś został dawcą szpiku dla Nory. Wiem, że to dla Ciebie obce dziecko, ale dla mnie to cały świat. Błagam, mogę Ci nawet zapłacić, zrobię wszystko. Nie wyobrażasz sobie, jak to jest żyć ze świadomością, że jedyna osoba, którą kochasz może umrzeć. Obiecałam sobie, że nigdy nie poproszę Cię o pomoc, ale nie mam innego wyjścia. Obiecuję, że nawet jeśli okaże się, że nie możesz być dawcą, znikniemy z Twojego życia. 
Proszę, odpisz jak najszybciej na ten list, każda sekunda się liczy. I przepraszam, że w taki sposób się z Tobą kontaktuje, ale w internecie znalazłam tylko adres, nie było ani twojego e-maila, ani numeru telefonu.
Lilly Undset

***
Witam, cześć i czołem. O to prolog mojego opowiadania!
Proszę o szczere opinie i zapraszam na więcej